Radek Rudziński2018-06-12
Właściwie to powinienem powiedzieć inaczej: uwielbienie mnie oczyszcza. Żyję w świecie i jestem przesiąknięty światem, inaczej się nie da. Tymczasem modlitwa uwielbienia sprawia, że się z tego świata mogę "otrzepać", mogę go z siebie zmyć. Uwielbienie odwraca moje oczy od świata i odwraca moje oczy od siebie samego. Jednakże nie jest to celem tej modlitwy, to tylko bardzo miły efekt uboczny. Modlitwa uwielbienia kieruje moje oczy i serce na Boga, na Trójcę Świętą. Tylko wtedy, gdy zapatrzę się w Boga, jestem bezpieczny.
To była pierwsza rzecz jaka zmieniła się we mnie gdy zacząłem Go uwielbiać: w końcu uwierzyłem, że nie jestem sam, że jest Ktoś, kto ukochał człowieka, że jest Ktoś, kto jest wcieloną miłością, że w końcu jest Ktoś, komu mój los nie jest obojętny. Bardzo przewrotne: przestaję myśleć o swoich sprawach i problemach i wtedy właśnie nadchodzi ukojenie, rozwiązanie, poczucie, że to nie ja mam się troszczyć o siebie. Kiedy myślę o Nim, jestem najbardziej sobą.
W zapatrzeniu w Boga uczę się ufności, nie muszę już pokładać nadziei w swoich umiejętnościach i wiedzy, mogę rozłożyć ramiona i zapomnieć o wszystkim. Czy to więc znaczy, że mam teraz być bierny, bo Bóg się wszystkim zajmie? Raczej nie, wciąż pracuję tak samo, albo i bardziej, ale sukcesu i powodzenia nie przypisuję sobie. To Jemu oddałem swoje życie i On wie, co dla mnie dobre. Ma to swoją jeszcze jedną, dobrą stronę: każde niepowodzenie nie jest już moje i nie jest już niepowodzeniem. Jest drogą, którą wybrał lub dopuścił dla mnie Bóg.
Uwielbienie „wyrównuje” moje życie duchowe, wygładza wzloty i upadki. Moja wiara w Bożą opiekę i miłość nie zależy już od tego jak mi się układa życie. Ależ to było żenujące, gdy dziękowałem Bogu gdy sprawy się układały i od razu poddawałem w wątpliwość Jego miłość do mnie, gdy coś szło nie po mojej myśli. Uwielbienie uczy, że Bóg jest stały w swej miłości, że moje serce zawsze może Go uwielbiać. Choć daleko mi do postawy Hioba, to uczę się żyć słowami: „Dał Pan i zabrał Pan. Niech będzie imię Pańskie błogosławione!". Hiob – mistrz uwielbienia.
Uwielbienie uczy wierności i stałości. Gdy modlitwa uwielbienia pojawiła się w moim życiu, zaczęła żyć własnym życiem, ewoluować. Pojawiała się coraz częściej, sama, w pracy, w samochodzie, w czasie odpoczynku. Otwierałem się na działanie Ducha Świętego, a On rewanżował się ciągłą modlitwą w moim sercu. Czasem prowadziła dalej, do dziękczynienia, do wdzięczności, uczyła cieszyć się z tego co mam. I nie na zasadzie: ciesz się tym co masz i nie proś o więcej, tylko ciesz się tym co masz, bo wszystko, co moje, do ciebie należy. Bóg troszczy się o wszystko, w Nim mam wszystko. Czasem uwielbienie prowadzi mnie do wdzięczności za konkretną osobę, powierzam wówczas ją Bogu i cieszę się, że i ona ma udział w tym uwielbieniu, że trwamy już razem przed Bogiem.
Uwielbienie mnie porywa. Prawie zawsze, albo do środka, albo na zewnątrz. Gdy porywa do środka, zamykam oczy i adoruję Boga w sobie i w drugim człowieku. Uczę się patrzeć na innych, tak jak chciałbym patrzeć na Chrystusa. Uczę się, że drugi człowiek to zawsze Chrystus. To bardzo trudna i bolesna nauka, ale wiem, że bardzo ważna. Gdy porywa na zewnątrz chcę śpiewać, tańczyć, uwielbiać na głos, być z ludźmi, wspólnie wielbić i cieszyć się z obecności Ojca, Syna i Ducha Świętego. Dzisiaj prawie w każdej parafii odbywają się cykliczne spotkania uwielbieniowe, to cudowne. Ale musisz uważać. Jeśli przychodzisz na takie spotkanie, z myślą, że tutaj wzbijesz się na wyżyny uwielbienia, a w twojej codzienności uwielbienia brakuje, to upadek z tych wyżyn może być bolesny. Coś przeżyjesz, czegoś doświadczysz, uniesiesz się w górę, ale zaraz po wyjściu ze spotkania zaczniesz spadać na ziemię. Spotkania uwielbieniowe zaczną cię nudzić, pomyślisz, że zawsze jest tam to samo, że nic się nie dzieje. A tam za każdym razem jest Bóg.
Modlitwa uwielbienia przeżywana w sposób dojrzały, głęboki, z ukierunkowaniem na Tego, Który godzien jest uwielbienia, potrafi pięknie owocować. Uwielbienie staje się przedłużeniem adoracji, adoracja przedłużeniem uwielbienia. Bóg zawsze obecny, w Eucharystii, w drugim człowieku, we mnie.
Merlin R. Carothers
Czy będziecie szli swoją drogą - jak to uczynili ci dwaj idący do Emaus - zasmuceni i zatroskani zewnętrznymi okolicznościami, przekonani, że Bóg jest daleko? Czy pozwolicie, by wasze oczy były otwarte i będziecie wdzięczni? Przyjmijcie miłość, pokój i radość, którą proponuje wam Jezus. Uwierzcie, że Jezus jest z wami i że Bóg działa we wszystkich okolicznościach waszego życia, by spełnić wasze pragnienia.
Alain Dumont
Uwielbienie to mówienie Bogu „tak” we wszystkich sytuacjach życiowych - tych największych, ale również najprostszych. To oddawanie chwały w każdym momencie, niezależnie od tego, czy sprawy idą po naszej myśli, czy nie. Pozwala zawsze być zakotwiczonym w Jezusie i przezwyciężać wszystkie trudne doświadczenia, które nas spotykają.
Aby we wszystkim Bóg był uwielbiony
Anna Świderkówna
Mimo iż nie mam szczególnego rozeznania w innych regułach zakonnych, wydaje mi się, że trudno byłoby wymyślić taką regułę, która bardziej niż benedyktyńska odpowiadałaby życiu świeckiemu. Dominikanie byli zawsze nauczycielami. Nauczycielami i obrońcami wiary są także jezuici. Fanciszkanie mają swoje ubóstwo, które głoszą, i którym „uwodzą” ludzi…