Radek Rudziński
Winę za znikomą obecność mężczyzn w życiu kościelnym ponosi sam Kościół – stwierdził w niedzielę w podpoznańskich Tulcach wiceprzewodniczący Konferencji Episkopatu Polski, abp Stanisław Gądecki podczas Archidiecezjalnej Pielgrzymki Mężczyzn i Młodzieży Męskiej.
Winę za znikomą obecność mężczyzn w życiu kościelnym ponosi sam Kościół – stwierdził w niedzielę w podpoznańskich Tulcach wiceprzewodniczący Konferencji Episkopatu Polski, abp Stanisław Gądecki podczas Archidiecezjalnej Pielgrzymki Mężczyzn i Młodzieży Męskiej.
Zwracając się do uczestników pielgrzymki, którzy przybyli do tuleckiego sanktuarium maryjnego, metropolita poznański ubolewał, że „Kościół współczesny nie magnetyzuje mężczyzn, lecz ich raczej odstrasza” i „co gorsze, niewielu duszpasterzy zdaje sobie z tego sprawę i niewielu wykazuje zaniepokojenie nieobecnością mężczyzn w Kościele”.
„Jeśli chcemy mieć w Kościele mężczyzn śmiałych i szukających wielkości, musimy zrobić to co Chrystus, czyli obiecać im cierpienie, ciężkie próby i trud. Niestety, dzisiaj chrześcijaństwo często reklamowane jest jako antidotum na cierpienie, na zmartwienie i na ból” – mówił abp Gądecki.
Zdaniem metropolity poznańskiego, „mężczyźni nie są ludźmi mniej religijnymi”, lecz Kościół, by zachęcić ich do praktyk, powinien nauczyć się przemawiać do nich innym językiem niż do kobiet. „Mimo iż w chrześcijaństwie broniliśmy różnicy między mężczyznami i kobietami, w ogóle nie wykorzystaliśmy tej wiedzy. Owszem, wierzymy, że kobiety i mężczyźni różnią się między sobą, ale nauczamy jednych i drugich w ten sam sposób” – analizował abp Gądecki.
Według metropolity, „wielu mężczyzn obawia się tego, że kiedy zaczną chodzić do kościoła, będą musieli przyjąć nudny tryb żywota, że chrześcijaństwo zmieni ich w gamoni albo w nieudaczników”, zaś „dobrze wykształceni mężczyźni mają trudności z przyjmowaniem rzeczy na wiarę”, gdyż „w Kościele stawiani są wobec nierozumnej alternatywy: Pan Bóg albo nauka”.
„Bóg już wiele razy przywracał Kościół do równowagi i stanie się tak również tym razem, jeśli tylko usuniemy bariery, które zniechęcają i demoralizują mężczyzn” – wyraził nadzieję wiceprzewodniczący Episkopatu Polski.
Za jedną z cech demoralizujących życie religijne abp Gądecki uznał koncentrowanie się duszpasterzy na ilości podejmowanych przez nich działań i dbałości o ich zewnętrzny efekt, kosztem jakości podejmowanych inicjatyw. „Kościół ocenia bardzo często swój sukces według kryteriów zjazdu rodzinnego. Patrzymy na to, ile przyszło osób i czy wszyscy są zadowoleni. Duży i zadowolony tłum ma być odpowiednikiem oczekiwanego plonu Kościoła. Im więcej spotkań, im więcej zebrań, tym większy plon” – mówił hierarcha. „W rozwijających się parafiach i wspólnotach kościelnych sukcesu programu duszpasterskiego nie mierzy się ilością ludzi, ale ilością nawróceń. Natomiast w parafiach przeżywających stagnację o sukcesie decyduje liczba osób, które pojawiają się na zebraniach liturgicznych” – dodał abp Gądecki.
Na zadane przez siebie pytanie: „co zrobić, żeby mężczyźni z powrotem znaleźli swoje miejsce w Kościele, odpowiadające ich męskiej osobowości?”, metropolita poznański odparł, że „trzeba na nowo postawić przed nimi wyzwanie, jakie stawia przed nimi Chrystus: muszą być sobą”.„Mężczyźni będą chcieli się przyłączyć do Kościoła tylko wtedy, kiedy Kościół przestanie zajmować się sobą, kiedy zacznie zajmować się zmienianiem świata. Bo taki był początek Ewangelii” – stwierdził wiceprzewodniczący Episkopatu.
(...)
źródło: wiara.pl
W końcu ktoś o tym mówi tak wprost.
Mam wrażenie, że facet, który jest "blisko" Kościoła jest postrzegany jako troszkę zniewieściały i słaby. Tak jakby ta nutka agresji, która jest w każdym mężczyźnie - która jest nam wręcz potrzebna do życia - była w Kościele źle widziana.
Czasem mam wrażenie, że Kościół wymaga ode mnie, bym stał się jak ten cherubinek przedstawiany na ołtarzach jako maleńki aniołek, ze skrzydełkami jak u gołąbka, loczkami jak u dziewczynki, uśmiechnięty, beztroski. A ja chciałbym być jak cheruby z Biblii: potężny, twarz człowieka ale ciało pół lwa a pół wołu, skrzydła orła, o których Ezechiel pisze, że wydawały odgłos ogłuszający jak zgiełk obozu żołnierskiego. Takim chcę być katolem. A cała moja siła pochodzi z tego, że mam Wodza, który jest najtwardszy z twardych, najodważniejszy z odważnych, najmężniejszy z mężnych.
Wszystkich facetom, którzy chcieliby nie stracić nic ze swojej natury i być silnymi chrześcijanami polecam Dzikie serce.